Info

avatar Zapiski zamieszcza SCRUBBY ze wsi Kampinoski PN. Mam odbitą dupę przez 13756.55 kilometrów w siodle w tym 3719.58 kilometrów w terenie. Zapitalam ze średnią 16.78 km/h.
Mniej-więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy SCRUBBY.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Z przyjaciółmi

Dystans całkowity:3396.61 km (w terenie 1641.90 km; 48.34%)
Czas w ruchu:252:46
Średnia prędkość:13.15 km/h
Maksymalna prędkość:51.00 km/h
Suma podjazdów:11113 m
Maks. tętno maksymalne:201 (107 %)
Maks. tętno średnie:182 (97 %)
Suma kalorii:88665 kcal
Liczba aktywności:68
Średnio na aktywność:49.95 km i 3h 46m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
52.00 km 0.00 km teren
01:45 h 29.71 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:180 ( 89%)
HR avg:146 ( 72%)
Podjazdy:220 m
Kalorie: 110 kcal

Szosa (TT) HUBB'dzińskie pętelkowanie

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
50.00 km 0.00 km teren
01:26 h 34.88 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:172 ( 85%)
HR avg:158 ( 78%)
Podjazdy: 21 m
Kalorie: 2246 kcal

Szosa (TT) drafting

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

Na kole za Jarkiem.


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:40 h 30.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Elemental TRIATHLON Olsztyn

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 3

Przejazd rowerem z parkingu na trasę zawodów, objechanie trasy i mój debiut w zawodach triathlonowych.

Był to mój debiut w triathlonie (dystans: super sprint 0,2/8/2).

ZAWODY
Przygotowania do debiutu w tri zajęły mi tyle, co trenowanie na basenie. Ponieważ dystans tri nie był iście królewski ani nawet olimpijski, to uznałem, że po miesiącu i ciut, ciut nauki pływania dam radę. Robiłem różne wizualizacje swojego płynięcia, swoich zmian w T1 i w T2, biegu i przekraczania linii mety. Pełna motywacja i gotowość do życiowego sukcesu! Ukończenia triathlonu (0,2 / 8 / 2)

PRALKA!
Na starcie stanęło 106 osób. Było ciasno ale jeszcze na brzegu. Wciągnąłem na siebie piankę, ktoś uczynny zasunął suwak. Weszliśmy do jeziora i bleee.... Wodorosty, muł, patyki, czyjś palec w mojej gębie. Spokojnie podpłynęliśmy do linii startu i czekaliśmy w dryfie na syrenę startową. W końcu syrena się odezwała i ... piekło zwaliło mi się na głowę! To, co wiedziałem, że będzie się działo, to nie było to, co się wydarzyło w rzeczywistości. Ludzie startując walczyli jakby byli rozbitkami z Titanica i musieli za wszelką cenę dostać się do ostatniej, 5. osobowej szalupy. Woda wrzała od uderzeń rąk i nóg. Co chwilą ktoś po mnie przepływał albo ode mnie się odbijał by zając lepszą pozycję w płynięciu. W języku triathlonistów nazywa się to "pralką". Chyba rzeczywiście jest w tym coś takiego, co ma urok, jednak dostrzegalny tylko z brzegu lub w swobodnych przemyśleniach startującego po zakończonych zawodach. Tak czy siak, to było moje pierwsze pływanie na otwartym akwenie, że nie wspomnę o tym, że po raz pierwszy w życiu miałem przepłynąć 200 metrów! Pływanie w kamizelce ratunkowej do uciekającej deski windsurfingowej, nie jest pływaniem. Przeczekałem więc PRALKĘ w ogóle nie próbując wystartować. Kocioł trwał około dwóch minut. Jak już ręce moje mogły pracować w wodzie, nie uderzając w czyjeś nogi, ręce, głowy, czy tułowia, byłem tak przerażony i zmęczony, że wywinąłem się na plecki i powiosłowałem spokojnie do boi. Przy boi robiłem nawroty płynąc w stylu pośrednim. To takie coś pomiędzy stylami klasycznym, kraulem a pieskiem. W sumie te 200 metrów dziabnąłem całkowicie wypoczęty z dobrze rozgrzanymi ramionami, które już do niczego mi dalej nie były potrzebne. Z wody wyszedłem 79. na 106 startujących (open).

T1
Piankę z górnej połowy zdjąłem błyskawicznie i biegłem przez strefę zmian wśród okrzyków rozentuzjazmowanego tłumu kibiców;) Choć brzuch znacząco już straciłem, to jednak wciągnąłem go jeszcze bo nie ma to jak dobry PR Wciągnąłem koszulkę na siebie , założyłem kask, skarpetki i buty na rower. Ściągnąłem bajka z rusztowania i pobiegłem z nim do startu części kolarskiej.

ROWER
Na rowerze cisnąłem całkiem udanie. Średnia przejazdu 8 km wyniosła 33,8 km/h. Odrobiłem znacząco straty z "pływania" i krzycząc: lewa! lewa wolna! śmignąłem koło 20 osób. Rowerową przygodę z moim pierwszym triathlonem zakończyłem na 25. miejscu (open).

T2
Powiesiłem rower na jego miejscu, zdjąłem kask, buty rowerowe i wciągnąłem trzewiki do biegania. Łyk, dwa izotonika, odpiąłem suwak w koszulce, by wyglądać bardziej PRO (znów udany PR!) i pobiegłem.

BIEG
Nogi nie ciągnęły tak, jak miałem nadzieję, że będą ciągnąć. Polałem się wodą, przepłukałem ryja wodą z drugiego kubeczka i ... potruchtałem do mety. Po drodze wyprzedziły mnie (chyba) trzy, cztery osoby.
Bieg ukończyłem na 76. miejscu (open).

Podsumowanie: BYŁO DOSKONALE! Wolontariusze działali świetnie! Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i nie mam do ich organizacji żadnych uwag. Następny start (Gdańsk 20.07.) poprzedzę kilkoma treningami na otwartych wodach, by dowiedzieć się czegoś o pralce i metodach w niej pływania.


Dzięki tajnemu preparatowi do smarowania ciała kobiet, pianka zeskoczyła ze mnie w okamgnieniu.


Ten tajny preparat to żel do USG :)

Dane wyjazdu:
50.00 km 0.00 km teren
01:38 h 30.61 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max:172 ( 85%)
HR avg:148 ( 73%)
Podjazdy:272 m
Kalorie: 1501 kcal

Szosa (TT) z grupą WTT

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 13.05.2013 | Komentarze 0

Było udanie i w 3 dupy mokro (od 20 km mżawka a od Czosnowia deszczysko). No i muszę się pochwalić nowym czujnikiem kadencji GARMIN'a. Działa doskonale z moim EDGE 705 :)

Śr. rytm pedałow.: 84 obr./min
Maks. rytm pedałow.: 119 obr./min



Dane wyjazdu:
10.00 km 9.00 km teren
01:03 h 9.52 km/h:
Maks. pr.:15.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: 200 kcal

KPN - Rowerowy Kampinos Rodzinnie

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 03.12.2012 | Komentarze 0

Z rodzinką i ze znajomymi do KPN

Dane wyjazdu:
15.00 km 8.00 km teren
01:45 h 8.57 km/h:
Maks. pr.:15.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 10 m
Kalorie: 220 kcal

Rodzinnie "do komina"

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 03.12.2012 | Komentarze 0

Nie ma "letko" - dupcia na rowerek

Dane wyjazdu:
64.00 km 0.00 km teren
07:30 h 8.53 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: ( 94%)
HR avg: ( 82%)
Podjazdy:2200 m
Kalorie: 3500 kcal

SellaRonda BIKE DAY 2011 - ITALY

Niedziela, 3 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 6

Cześć to ja! Jestem naj... i naj... i naj... i w ogóle codziennie jestem piękniejszy ale dziś, to już kUFFa przesadziłem!!! :p

Dzień zaczął mi się tragicznie. Pomijając wczesną godzinę (7:30). Wczoraj kupiłem nowe klocki do moich hamulcy BB5, bo organiki kupione w PL w zeszłym roku, po zjechaniu 30 km MTB we Włoszech starły się wraz z okładzinami. Zakup wyniósł "bagatela" 52 EURO! ale za to ceramiki! W Polsce pojeżdżę pewnie na nich ze 30 000 lat ;) Być może nawet o kilka lat dłużej.

Później było już z górki. Mała kawa skutecznie poluzowała zwieracze, więc przysiadłem sobie a już "po" wytalkowałem się konkretnie. Wlałem wodę do "kamel-baga" (taaaak! wodę... nie piwo!!!) i odziawszy się w kupioną koszulkę na SELLARONDA BIKE DAY 2011 zszedłem na dół do roweru. Zmieniłem koła z MTB (2,5 Schwalbe) na szosówki (1,5 Kenda) i załadowałem moje ceramiczne klocki na tył, bo stwierdziłem, że z dwojga złego, lepiej mieć sprawne heble z tyłu niż z przodu ;)

Ponieważ wczoraj zaliczyłem straszliwe OTB, to dziś już tylko bandaż na strzaskane kolano, opatrunek na zmianę, numer na pogotowie, nosze, apteczka, wódeczka (albo odwrotnie), sprawdzenie czy mama, babcia, ciocia, wujek i pozostali członkowie rodziny są wpisani w moim gsm'ie jako ICE i w drogę.

Na start dojechałem o 8:30, czyli tuż po tym jak miły Carabinieri pokazał wała ostatniemu do 15:30 blachosmrodowi i zamknął mu przed nosem drogę na przełęcze. Doceniłem ten gest, zatankowałem w bankomacie jakieś drobne 100 E, by nie zdechnąć po drodze z głodu a zwłaszcza, by mieć na taxi, czyli na powrót. Ruszyłem....

Dżizas! K...a! Ja pie...lę! Wszędzie mama pod górkę a przecież to nasz apartament mamy na górre (1514 m.n.p.m.)! Nic nie łapię...


Apartament może nie za duży ale jaki uroczy;)

Ponieważ kilka tysięcy kilometrów w tym roku zrobiłem (głównie samochodem), to czułem przybywającą moc w moich nogach z każdym metrem jazdy. Jak już się napompowałem, to sobie przypomniałem, że tego pompowania będę potrzebować na 4 duże podjazdy i na to, by nie zsiąść z jUNIBIKEowego rumaka gdzieś w połowie drogi.

Pierwsza godzinka pedałowania to luzik. Puls 82% do 95% więc normalnie. Tylko to kolano napierdala! Pierwsze kilometry drogi znałem sprzed dwóch dni, bo już tamtędy autem "jechałem, jak szedłem" w góry na trekking.
Po kolejnych 20 minutach dojechałem w jakieś miejsce, gdzie stała masa rowerów, ludzi, panował typowy dla Włochów pierdolnik i hałas! SUPER!





Przebiłem się łokciami i dumnie wyprężyłem swą pierś pod tabliczką której nie kumałem ale za to wszyscy robili sobie pod nią zdjęcia.



Uwiecznił mnie jakiś super jegomość z brodą w wieku mojego ojca i do tego w profesjonalnym, termicznym stroju kolarskim za co najmniej 1000 Euro. Same jego buty SiDi pewnie kosztowały ze 250 Eurasiów.



Rozejrzałem się wokół i okazało się, że większość tych ludzi (niezależnie już od wieku) ubranych była w takie prawdziwie kolarskie stroje. Popatrzyłem na siebie, na moje wysłużone 3 letnie espedy szimano 760 i pojechałem dalej robiąc po drodze kilka ujęć napływającego ciągle pod górę peletonu.







Jak to zwykle w życiu bywa, po wysiłku albo bolą plecy albo jest nagroda. W moim przypadku otrzymałem i jedno i drugie. Ubrałem się cieplej idąc za wzorem "zawodowych" kolarzy, co wkładali na siebie jakieś ceraty za 60 Euro zwijalne do wielkości paczki papierosów i rozpocząłem zjazd!



Zjazd jak to zjazd... Nie ma co opisywać oprócz tego, że tak samo jak przy wjeździe, wszyscy mnie wyprzedzali także na zjeździe. Dokąd oni tak się spieszą? - pomyślałem sobie i dalej hamowałem zaciekle, walcząc z przerażającą mnie prędkością 40 km/h.

Ponieważ wszystko co dobre szybko się kończy, tak wiec i mnie dopadło kolejne szczęście i możliwość pedałowania pod górę, na kolejną przełęcz Passo Pordoi.





Na przełęczy napadłem bar. Wypiłem "late makjato", zeżarłem kanapkę z salami i żółtym serem, lokalnego batona i usiadłem na siodło na kolejny zjazd.

A-ha! Zapomniałbym.... jeszcze zdjęcie spod tablicy ;)


Pysk koleś ma już nie taki pewien siebie jak jeszcze kilka zdjęć wyżej;)

ARABBA.it - pięknie położona ... dziura! Kościół, dwa sklepiki, wypożyczalnia rowerów i ... dziura! Jednak tym razem, gdyby nie Kryśka, nie byłoby gdzie wsadzić palca. Zatankowałem wodę, wrzuciłem do niej dwie multiwitaminy i ognia wyżej, wyżej, kUrA...! WYYYYŻEEEEJ!


Główny plac ARRABA przerobiony na miejsce piknikowe

Łup, siup i już byłem na trzeciej przełęczy. Jakaś to popierdółka była, bo nawet nie zdążyłem napatrzeć się na superanckie sprzęty jakie faceci mieli między nogami... Aż zal ale w Polsce mam wrażenie, że wszystko są w stanie ukraść. Nawet to co się trzyma między nogami by było miło. ;)




Ktoś mówił po niemiecku, że jeszcze tylko jedna przełęcz...


Widoki po drodze, za iście zapierające dech w piersiach :)

Wjechałem na ostatnią przełęcz i pod koniec podjazdu dziękowałem już Opatrzności, że wypróżniłem się rano przed wyjazdem rowerem, bo inaczej zrobiłbym to na ostatnim podjeździe. Wjechałem więc zmęczony i szczęśliwy a po wypiciu kolejnej late makjato z duzą dawka cukru, byłem nawet zainteresowany jeszcze jednym podjazdem. Jednak tym razem już go nie było. Spokojnie zjechałem z przełęczy i doczłapałem się do domu.


Wysokość i HR

Dane wyjazdu:
31.00 km 6.40 km teren
04:54 h 6.33 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Val Gardena MTB TOUR

Sobota, 2 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 2

Zwykłe takie MTB. Rozwaliłem kolano na pierwszym zjeździe, na którym przekonałem się, ze mam rower górski tylko z nazwy :(















--



Dane wyjazdu:
55.00 km 38.00 km teren
04:00 h 13.75 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do Wawy na... ;)

Środa, 1 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 0

A na piFFFko "siem" umówiłem ;)

Dane wyjazdu:
42.00 km 41.00 km teren
04:00 h 10.50 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:290 m
Kalorie: 1500 kcal

KASZEBE! Moje KASZEBE!

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 16.05.2011 | Komentarze 5

A co tu dużo pisać. Było przepięknie! Z Kościerzyny do kamiennych kręgów i z powrotem.

Krajobrazy były cały czas przepiękne!

W drodze...


Diabelski Kamień. Pewnie dlatego stoi na nim krzyż.


Góry i jeziora! Prawdziwa Szwajcaria Kaszubska!


Tuż przed kręgami...


W kręgu wydarzeń...


Kolejne jezioro w drodze powrotnej